Witajcie,
W
ostatnich dniach nie było niestety żadnych ciekawych ptaków, więc
żadnych zdjęć nie mam. Jedyne, które udało mi się ostatnio zrobić dodam w
następnych dniach dla uzupełnienia wpisu.
Widziałam
co prawda znowu samca wilgi - nawet zrobiłam mu zdjęcie, ale że był
cholernie daleko, zdjęcie najlepszej jakości nie jest.
Prócz
tego pojechałam nad Zakrzówek (pozdrowienia dla Poli), ale niestety
poza pięknymi widokami nie było nic wartego obejrzenia. Ani jednego
ptaka.
Czasem tylko słyszę piecuszki, sikory, wilgi i myszołowy - tak to trwa jakaś nieprzerwana cisza. Bardzo niepokojąca.
Ale kiedy mi się bardzo nudzi zaszaleję ;)
Wiem, wiem.
Toż to ptaków nie dotyczy!
Ale skoro zaczęłam ten wątek...
Czasem
kiedy się bardzo nudzę, dopada mnie istne szaleństwo. Wiem, to nie
brzmi specjalnie ciekawie. Idę wtedy na przód domu, na podwórko koło
kępy sumaków. Stoję i po chwili zaczynam biec. Ale to jest taki zwykły
bieg, jakim się biegnie na zawodach, czy w podobnych okazjach tylko
taki... hmm... 'koński'. Tak, to brzmi niezwykle idiotycznie. Zdaję
sobie z tego sprawę. Ale wtedy kiedy się tak biegnie, nie myśli się.
Dusza krzyczy, gałązki różnorakich drzew uderzają mnie po twarzy. Myśl
jest jedna. Aby tylko złapać oddech, odetchnąć. Jeśli dokończy się
szaleńczego wyścigu, będzie można odpocząć. Mijam sad, czuję pęd
powietrza, nogi mnie bolą od dziwacznego biegu. Wreszcie dobiegam do
budki kowalików, łapię dech i zatrzymuję się na niedużym urwisku. Zdaje
się to być naprawdę głupim zwyczajem, ale to... niezwykłe.
Wbrew dziwnym i giętkim pozorom.
Pozdrawiam was,
Za chaos przepraszam,
Inga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz