niedziela, 14 lipca 2013

14 lipca - owadzia wyprawa

Witajcie,
Obudziłam się dziś - nie wiadomo z jakich przyczyn i powodów - o 5.26. Niechętnie wstałam, wyjrzałam przez okno; zero ptaków. Tylko gdzieś daleko słyszałam odległe wołania wilg - zapewne były w głębi Lasu. Chwilę postałam przy oknie jakby mając nadzieję, że nagle pojawi się jakiś ptak, ale nic. Kompletna klapa. Powoli dobijała 6.00. Wtedy też zrobiłam sobie śniadanie, posiedziałam nieco przy Juniorze, a potem po chwili rozterki wyszłam na dwór. Pogoda była ohydna; mżył deszcz, dął ostry, przejmujący wiatr. Nie dostrzegłam żadnej żywej istoty w okolicy, jedynie słyszałam gdzieś wilgi, piecuszki i trznadle. Te ostatnie ptaszyska są niezmiernie wytrwałe; czy to upał czy słota zawsze pewien samiec niezmiennie siedzi na dachu domu sąsiadów i drze się w niebogłosy. Przyjemny początek dnia, nie ma co. Po jakiejś godzinie niechętnie wróciłam do domu i znów pacnęłam koło komputera. Po jakimś czasie dostrzegłam światło nadziei - zza chmur wyszło słońce i grzało przyjemnie ziemię. Złakniona nagle tych ożywczych słonecznych promieni znów poszłam na dwór. Niedługo potem zrobiło mi się jednak gorąco w czarnym prochowcu (pewnie dlatego, że był czarny) i stwierdziłam, że pogoda jest już bardziej zachęcająca. Ptaki znów gdzieś znikły, ale za to nadarzyła się okazja na porobienie zdjęć owadom. Oto takich kilka zdjęć:

Ślimor stanął mi na drodze...

 
Inny też się cieszył ze spotkania ;)
Owad nieznanego mi pochodzenia...


'Magda'

 Ciąg dalszy jak myślę nastąpi. Niebawem znów wyjdę na owady i na ptaki - może się coś ciekawego trafi?
Pozdrawiam,
Inga


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz