niedziela, 12 maja 2013
Piękno - dar całkowicie bezinteresowny
Czy istnieje coś takiego jak "piękno - dar całkowicie beziteresowny"? A jeśli tak, czemu tak mało osób je dostrzega, chociaż czasami wystarczy obejrzeć się przez ramię, lub przyklęknąć na ziemi, aby je zauważyć?
Nie wiem, czy kiedykolwiek zanim przeczytałam książkę "Pielgrzym nad Tinker Creek", zadałam sobie to pytanie. Ale kiedy to w końcu zrobiłam, w tym samym momencie dostrzegłam odpowiedź jasną niczym ogień gorejący w ciemności. Ta odpowiedź była mi znana już wcześniej, zanim zadałam potrzebne pytanie. Wyczuwałam ją instynktownie, jak młode kocię wyczuwa mleko matki...
Nieledwie tydzień temu, podczas lekcji religii zauważyłam to piękno, które jest nie tylko darem bezinteresownym, ale bardzo ulotnym niczym nici babiego lata. Ale nawet jeśli się zerwie wichura, te "nici babiego lata" nie rozerwą się, bo choć piękno jest ulotne, jest też trwałe...
Wracając do lekcji religii... wyczułam wtedy teraźniejszość, o której pisze Annie Dillard w swej książce "Pielgrzym nad Tinker Creek". To bylo uczucie niezwykłe, słyszałam, że siostra mówi o czymś, ale nie słyszałam słów, które przepływały koło mnie, jak górski potok opływa głaz. Zobaczyłam wtedy nasiona "dmuchawca" unoszone delikatnym powiewem, nieważkie i lekkie, iskrzące się w słońcu barwami tęczy... I one były ulotne.
A kiedy "przeleciały" do cienia znów stały się szarobure, choć nadal jasne...
Padał dziś deszcz. Kiedy skończył wyszłam na dwór, aby napawać się chłodem powietrza i zapachem wilgotnej ściółki i spadłych liści. Nie rozczarowałam się, a ponadto ujrzałam delikatne pajęcze sieci, na których zatrzymały się krople rosy, przejrzyste niczym diamenty, a krągłe niczym perły... Oto piękno.
Pajęcze nici...
A na koniczynach krople rosy się perliły...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz