piątek, 7 marca 2014

Bliskie spotkanie z raniuszkami...

Małe, pełne radości i niewyjaśnionego entuzjazmu puchate kulki z doczepionym ogonkiem. Ruchliwe i hałaśliwe, oznajmiające całemu światu swym ćwierkaniem euforię czerpaną z życia. Urocze do przesady, tak, że po zobaczeniu ich nie można nie jęknąć "So sweat". Tak, to właśnie raniuszki.
Szare, z czarnymi sterówkami obrysowanymi białą linią. Malutki grafitowy dzióbek, czarne oczyska i różowy grzbiet z ciemnymi skrzydłami. Uosobienie uroku.
Raniuszki.
 
 
Założyły u nas gniazdo. Położone mniej więcej w połowie dość dużego świerku, w sadzie. Non stop się koło niego kręcą znosząc z okolicy mchy i materiały na gniazdo. 
 
 
Są bardzo ruchliwe i pracowite - trzeba im to przyznać.



A jednak mają czas na śpiewy - patrz wyżej.

Raniuszki... czy wspominałam, że właśnie z nimi łączy mnie niezwykła więź?

In.

2 komentarze: